Miałeś kiedyś tak, że chodził ci po głowie jakiś genialny pomysł, ale kiedy się podzieliłeś z innymi, to ta krucha bańka pękła? Pod naporem krytyki pomysły umierają.
Moja codzienna praca opiera się na kreatywności. Wyskakiwanie z kolejną ciekawą myślą to tylko początek. Trzeba wiedzieć jak rozwijać pomysł, który ma szansę stać się konkretną koncepcją. Tworzenie kolejnych pomysłów na reklamę, koncepcji wizualnych czy modeli sprzedażowych to czysta ekspresja twórcza. Flipchart, photoshop i powerpoint to tylko mała część mojej pracy. Tak naprawdę najwięcej map myśli pojawia się w mojej głowie, w zupełnie niespodziewanych momentach. Pomysły mają taką naturę, że atakują, kiedy to im jest wygodnie, a nie kiedy Ty byś chciał, bo akurat masz czas.
(zobacz listę 10 zawodów kreatywnych)
Najpierw spróbuj rozwijać pomysł w swoich myślach – czyli rzecz o żyworódce
Dotyczy to pomysłów na artykuły, pracę czy hobby. Po kilku latach analizowania pracy opartej na umiejętnościach wykorzystujących kreatywność, nauczyłem się, że trzeba zapisywać najlepsze pomysły. Zanim jednak zapiszę jakiś pomysł, poddaję go mentalnej weryfikacji. Polega to na tym, że stwarzam nowe możliwości i nowe wyzwania dla danej myśli. Przykład:
Akurat patrzę na doniczkę z kwiatkiem na parapecie. To żyworódka. –> wiem, że żyworódka ma właściwości regeneracyjne i bakteriobójcze –> jest dobra dla skóry i naturalna (nawet babcia mi ją rekomendowała) –> czy można z niej zrobić kosmetyki do skóry? –>czy już są na rynku takie produkty? –> czy jest na nie zapotrzebowanie? –> kto byłby odbiorcą produktu? –> ile by zapłacił za przykładową próbkę? –> czy pokryje to koszty produkcji i marketingu? –> chyba wymaga to zbyt dużych inwestycji –> może więc lepiej zorganizować warsztaty pt. “żyworódka: robimy własne kosmetyki” –> gdzie mógłbym przeprowadzić taki warsztat? –> kto ma kompetencje, do jego przeprowadzenia? –> jak zamierzam go promować i do kogo chcę dotrzeć? –> miejsce warsztatu –> i tak dalej, i tak dalej…
To tylko przykładowa batalia pomysłów wymyślona na prętce, na podstawie pierwszego obiektu, który znalazł się w zasięgu mojego wzroku.
Jak widzisz, wymaga to całkiem sporo pracy. Jestem bardzo dobry w odbywaniu “jedno-osobowej burzy mózgu” – jakkolwiek to brzmi. W końcu tak zarabiam na chleb. Opieram się na metodologii design thinking, o której przeczytasz więcej tutaj.
Co się dzieje z pomysłem, kiedy oddasz go na pastwę innym ludziom
1. Dostajesz pozytywny feedback od osoby, która ci kibicuje
Możesz powiedzieć – fajnie i rozwijać pomysł dalej aż powstanie spójna koncepcja. Jeśli ten – nazwijmy go sprzymierzeniec, da ci dodatkowo konkretne wskazówki to już jest świetnie. Ale może być tak, że dostaniesz zbyt entuzjastyczne opinie i już wtedy nie bardzo wiesz co zrobić z takim komentarzem. Myślisz sobie “chyba po prostu chce być miły”. Może rzeczywiście chce być miły, ale w nasza psychika jak zwykle lubi płatać figle i zaczynamy rozmyślać nad autentycznością przekazu, zamiast koncentrować się na pomyśle. Uważaj na to.
2. Dostajesz negatywny feedback od osoby, która ci kibicuje
To taka niekonstruktywna krytyka od osób, które chcą Cię wspierać, ale nie umieją dawać konstruktywnej krytyki. Przypomnijmy sobie zasady:
- Doceniasz wysiłek
- Wskazujesz na punkt do poprawy
- Doprecyzowujesz, to czego nie rozumiesz
- Proponujesz określone modyfikacje
- Zbijacie piątki, dla dobrego samopoczucia
Osoba, która nie zna tych zasad, potrafi zaorać pomysł, który mógł być naprawdę dobry. Uważa, że robi to dla twojego dobra, abyś nie tracił czasu na coś, co JEJ ZDANIEM nie jest warte uwagi. Pamiętaj, że bazuje ona tylko na swoim doświadczeniu i może nie znać całego obrazu. Nie mniej krytyka zabija pomysły. Podczas profesjonalnej burzy mózgów panuje zasada “nieoceniania pomysłów”. To tylko produkcja nowych rozwiązań.
3. Dostajesz negatywny feedback od osoby, która ci nie kibicuje
“Po co tam leziesz?”. Takich osób się unika. Pisałem o tym w artykule “ludzie mający problem na każde rozwiązanie”.
Nie dawaj innym oceniać pomysłu, dopóki nie zmieni się to w koncepcję lub projekt
Pomysłu raczej nie obronisz. Krótka, ulotna myśl jest jeszcze krucha i niedopracowana. Po co w ogóle zawracać sobie i innym głowę. Chyba że jest to nagły przypływ ekspresji twórczej i musisz to z siebie wylać. Ja czasem tak robię, ale mówię wtedy innym, żeby tego nie komentowali – nawet nie wiesz, jak komicznie to wygląda. Ale ja wiem, co robię. To tak jakbyś piekł ciasto. Możesz powiedzieć, że będziesz piekł ciasto – i to jest ok, ale przecież zakalcem gości nie poczęstujesz. Tak samo jest z pomysłami. Dopracuj pomysł, aż przerodzi się w konkretną koncepcję. Słabe pomysły i tak nie dotrwają do etapu koncepcji. A te ,co przetrwają, można już zacząć weryfikować i konsultować z innymi. Wtedy powoli zmienia się on w projekt.
Nie przywiązuj się do pomysłów
Wiem, że pomysły często bywają naszymi kochanymi pieszczoszkami i ciągle je dopieszczamy. Dzieje się tak, bo bardzo często rodzą się z naszych potrzeb i ukrytych pragnień. Wierzymy, że kiedy je zrealizujemy, to zrealizujemy się w jakiś sposób. Z doświadczenia wiem, że tylko 5% pomysłów jest w stanie przebić się do sfery projektu. Nie zależy to tak bardzo od twojej efektywności o ile od tego, że nie wszystkie pomysły są po prostu dobre. To tak jakby każda piosenka, jaką napisał Freddie Mercury, musiała być hitem. Widzimy tylko efekt, a wszystkich wyrzuconych do kosza pomysłów już nie.
Możesz mieć dobry pomysł, ale aktualne warunki nie pozwalają Ci na jego realizację. Nie marnuj więc energii na taki pomysł. Zaparkuj go na jakiejś kartce, mailu lub jakimś innym, bezpiecznym miejscu. Czas to Twój najcenniejszy zasób (o zarządzaniu sobą w czasie pisałem tutaj). Pamiętaj o tym.
Pierwszy etap rozwijania pomysłu powinien być nieskrępowanym dryfowaniem i wymyślaniem, coraz to nowszych możliwości i zadań do rozwiązania. Tak jak zrobiłem to na przykładzie żyworódki. Ale kiedy pomysł nie jest w stanie się podnieść pod gradem twoich pytań, to daj sobie spokój i go porzuć. Możesz mieć z tym szczególny problem jeśli jesteś perfekcjonistą, ale o tym przeczytasz więcej tutaj.
Dlatego lepiej czasem nie mówić o nich głośno – po prostu działaj i sprawdź czy się to przyjmie. 🙂
Dokładnie, najczęściej do tego sprowadzają się moje wielogodzinne dywagacje pt. “działać? Czy nie działać?”. Musiałem jednak długo do tego dochodzić.
🙂