Rozwój osobisty: krótka historia upadku

Rozwój osobisty został pokonany. Nie ma co się oszukiwać. Nastąpiła Apokalipsa coachingu. Jeśli chcesz obrazić jakiegoś trenera – nazwij go “kołczem”.

Oto nadeszły czasy, w których każdy jest profesorem wszystkiego i ekspertem od życia, więc nie mów mu jak żyć. Nie ma jednak najmniejszej przeszkody w tym, żeby ON powiedział Ci jak żyć. Po co nam rozwój osobisty skoro już wszystko wiemy? Lubujemy się w wystawianiu ocen i przyczepianiu powierzchownych etykiet. W ogóle w przyczepianiu się do ludzi. Może Ameryki nie odkryłem, ale warto sobie przypomnieć gdzie leży.

Rozwój osobisty. Nie ma określonej definicji, czym jest, ale każdy wie, o co chodzi. Dzisiaj bardzo wielu ludzi mówi o rozwoju osobistym z pewnym protekcjonalizmem. Na coachów mówi się teraz kołcz i traktuje na granicy żartu.

“Nie wiem, to się wypowiem”

Wiecie, co jest najlepsze? Najlepsze jest to, że to właśnie osoby, które nigdy nie korzystały z usług coachów lub trenerów rozwoju osobistego, mają najwięcej do powiedzenia na ten temat. To ludzie, którzy nawet nie wiedzą, na czym polega prowadzenie szkoleń, najchętniej zakładają togę sędziowską, żeby wydać swój wyrok.

Boom! Boom! I po boomie…

Wracając do rozwoju osobistego… Są co najmniej dwie strony medalu lub tej bryły, która z tego wyjdzie. Jedna strona medalu to fakt, że mniej więcej w latach 2005 – 2014 w naszym kraju był BOOM na coaching. I kiedy okazało się, że można na tym nieźle zarobić, to nagle nastąpiło rozmnożenie specjalistów od rozwoju osobistego. W pewnym momencie oferta była tak szeroka, że ciężko było się połapać, kto jest dobrym specjalistą, a kto tylko pozorantem. Ok są pewne certyfikaty jak na przykład ICF, które mają weryfikować umiejętności coacha, ale umówmy się — większość zjadaczy chleba się na tym po prostu nie zna. Przez tę niewiedzę wielu ludzi skorzystało z usług jakichś amatorów lub oszustów. A, że nie ma uregulowań prawnych dotyczących zawodu coacha, to była wolna amerykanka.

I takiego zachowania nie rozumiem. A jednak domyślam się, o co chodzi. Ten mechanizm wyśmiewania się polega z jednej strony na dobrej zabawie, a z drugiej strony, na potrzebie bycia adekwatnym i mądrym. Jeśli się śmiejemy z czegoś, z czego wszyscy się śmieją, to przecież znaczy, że znamy się na rzeczy i możemy sobie zbić piąteczki. Domyślacie się pewnie, że w tej niekorzystnej konfiguracji wielu ludzi zawiodło się na coachingu i kojarzonym z nim rozwojem osobistym i zostało oszukanych. Nawet kiedy swego czasu pisywałem teksty na Facebooku, które były bardziej publicystyczną obserwacją niż elementem rozwoju osobistego to kiedy kilka osób wykryło, że to może zahaczać o coaching, to polała się fala hejtu. Nie mam żalu do tych osób, było minęło. Powiedzmy, że to była zabawa czy mały eksperyment. Ba! Jestem wdzięczny, bo między innymi to dzięki temu powstał ten artykuł. Podsumowując ten akapit – nie dziwmy się, że ludzie się zawiedli na rozwoju osobistym.

Wolimy narzekać niż chwalić

Druga strona medalu jest taka, że na tych oszustach stracili też bardzo, ale to bardzo kompetentni specjaliści. Sam poznałem dwóch coachów. Za każdym razem było to turbo – owocne doświadczenie. Miałem zajęcia z coachingu i szkolenie związane z coachingiem i pedagogiką cyrku. RE – WE – LA – CJA! Już wtedy pojawiały się dyskusje na temat coachingu. Dlaczego jednak Ci ludzie muszą nosić brzemię tej niesprawiedliwej jurysdykcji?

Tak upadł rozwój osobisty w znanej dotychczas postaci.

Jak to jednak zwykle w przypadku wielkich upadków bywa — są ruchy podziemne. Nawet wśród ludzi drwiących z rozwoju osobistego są “skrytoczytacze”. Po pracy, kiedy nikt nie widzi, wklepują do internetu setki zapytań “jak zwiększyć swoją produktywność?”, szukają książek “jak lepiej zarządzać czasem” i stalkują blogi “mówców motywacyjnych”.

Niebawem pełnie znów narodzi się rozwój osobisty, ale pod inną nazwą. Prawda jest jednak taka, że nigdy nie umarł. Każdy z nas ma swoich nauczycieli. Obyśmy umieli się od nich uczyć, oby byli warci swojego tytułu.

Dodaj komentarz