Szedłem do pracy i spotkałem porzuconego dziwnie pluszowego misia

Leżał niby oparty o bramę z jakimś niby zamysłem a jednak miało się nieodparte wrażenie, że został porzucony. Odpadający nos potęgował to wrażenie. Cóż za niezwykła kompozycja. Jaką historię miał ten miś. Nic z nim nie zrobiłem. Zabrałem go ze sobą w ulotnej fotografii. Nie wiem co się z nim dalej stało. Może wylądował na śmietniku i jest po prostu zutylizowany.

Jak wiele zabawek porzucamy kiedy przestają być w użytku. Dzieci mają coraz to nowe zabawki i uczą się konsumpcjonizmu i chomikowania wszelkiego badziewia w szufladach swoich pałacowych pokoików. To wygodne dla nas – dorosłych. Zabijamy w sobie poczucie winy, że nie poświęcamy dzieciom wystarczająco dużo czasu. Ale to właśnie dla dzieci czas jest najważniejszy, a nie kolejny plastikowy śmieć. Czas spędzony wspólnie. Żadna zabawka tego nie zastąpi.

porzucona zabawka

Nie wspomnę o tym, że większość zabawek zabija kreatywność, bo dostarczają gotowe rozwiązania. Dawniej funkcję turbo laserowego karabinu pełnił kawałek patyka, ale nie chcę się teraz zamieniać w malkontenta, który w koło powtarza „kiedyś to było”. Czasy się zmieniają i ciężko wytłumaczyć dziecku, że nieważne, że Jasio ma najnowszy transformers, bo dziecko nie chce być gorsze od innych.
Niemniej zupełnie innej jakości fundament budujemy młodemu człowiekowi, kiedy dajemy mu swój czas i relację.

Proponuję kupować polskie zabawki. Najlepiej, żeby były to zabawki ręcznie robione. Dlaczego?

Bo takie zabawki mają prawdziwą wartość. Ktoś, kto szyje lub buduje zabawki z drewna myśli o potrzebach dziecka i (daj Boże) rodzica. Te zabawki robiły ludzkie ręce i został poświęcony czas, aby je wykonać. W Chinach na taśmie nikogo nie obchodzi, że zaśmiecamy środowisko i wciskamy kolejne poliestrowe odpady w ręce naszych dzieci. Ucząc je przy tym, że zabawka nie ma wartości, bo nie wiadomo kto ją zrobił i ile czasu mu to zajęło.

Myślę, że niezwykle silną moc edukacyjną miałby wypad z dzieckiem do takiego zabawkarza czy lalkarza i rozmowa z nim – jak takie zabawki powstają. To uzmysłowi dziecku, że jest to długa praca, która ma rzeczywistą wartość. Jest to informacja, że należy szanować czas innych ludzi – a tym samym swój. Bo okazuje się, że czas jest cenny.

ręcznie robione lalki i zabawki

Wcale nie trudno znaleźć miejsce i ludzi, którzy wykonują zabawki.

Wystarczy wybrać się na targi śniadaniowe albo targi rękodzieła, które są praktycznie w każdym mieście. Dalej trudno? Wystarczy dołączyć na Facebooku do grup rękodzielniczych i popytać o osoby trudniące się zabawkarstwem itp. Gwarantuję szybki sukces w poszukiwaniach.

Po latach zabawka, którą Jasio bawił się gdy miał 5 lat, będzie wciąż miała wartość. Być może ta wartość będzie jeszcze większa. Jedno jest pewne: wartość sentymentalna będzie bezcenna.

W Lublinie na przykład mamy Jarmark Lubelski – w każdą sobotę od 8:30. Można tam poznać różnych twórców. Ja na przykład poznałem Pana Antydepresanta – tak sobie z humorem pozwalam mówić, o Panu Marianie, który wykonuje koszyki z wikliny i innych materiałów jak słoma czy gałęzie. Kiedy ma się kiepski humor wystarczy pójść do Pana Mariana i po prostu porozmawiać o tym, co on plecie? To niezwykle uspokaja.

Często zatrzymują się tam dzieci z rodzicami i mogą podpatrzeć jak się taki kosz wyrabia i z czego on jest wykonany. Mało tego, jest możliwość, żeby spróbować swoich sił.

To nie jedyna możliwość, żeby pokazać dziecku jaką wartość ma praca i dlaczego zabawki nie powinny być kupowane w kilogramach a w bardzo precyzyjnie wybranych eksponatach, które zrobił prawdziwy człowiek.

Kolejnym atutem jest fakt, że całkiem możliwe, że się spotkamy (ta wrodzona skromność). Widzicie? Chyba się sprawdza to świadome dbanie o pewność siebie ( pod tym linkiem pisałem o pewności siebie).

Chodzę tam napić się świeżej kawy, zjeść domowego pączka i porozmawiać z ciekawymi, nowo-poznanymi ludźmi. Albo po prostu pogadać chwilę z Panem Marianem i poczuć się jak człowiek. Na Ziemi.

Chyba nagram rozmowę z Panem Marianem, to zrozumiecie o co chodzi. Tymczasem zbliżają się święta więc pomyślcie te 5 minut dłużej zanim udacie się na zakupy prezentowe dla swoich bliskich.

Pan Marian Pasek na Jarmarku Lubelskim

1 komentarz do “Szedłem do pracy i spotkałem porzuconego dziwnie pluszowego misia”

Dodaj komentarz