Pozytywna afirmacja – co to jest? Komu to potrzebne?

To wpis o tym jak z najbardziej kiczowatych doświadczeń,  można wyciągnąć życiową lekcję. To wpis o tym, że takie lekcje mogą przyjść w drodze do pracy. To wpis o tym, że sam możesz taką lekcję sprowokować.

Wystarczy już tych clickbaitowych leadów. Historia pozornie bardzo prosta. Ale nie dajcie się zwieźć. Mijając ludzi na ulicy możecie mijać właśnie kogoś, kto zgłębił jedną z największych tajemnic swojego życia. I właśnie od tej chwili będzie się nią kierował. To może odbyć się dokładnie w sekundzie kiedy mija Cię na swojej drodze, a Ty jego. Nie zwracacie na siebie uwagi i już. I to całkiem normalne, ale jednocześnie zdumiewające. Sam ostatnio doświadczyłem jak sferę profanum przenika sfera mojego sacrum. Dobra, teraz to już na poważnie koniec tych clickbejtów.

Jakiś czas temu oglądałem na youtubie wywiad Michała Paciorka z Tomaszem Kamelem. Chodzi o program Imponderabilia. Bardzo polecam. Długie wywiady, ale wartościowe no i można sobie posłuchać w formie podcastu. To program dla tych, co chcą się poczuć trochę bardziej inteligentni w przerwach między oglądaniem kotów i pranków.

Karol zapytał Tomka:

– Jak utrzymujesz pozytywny nastrój?

To pytanie wbiło mi się do głowy i sam zacząłem sobie na nie odpowiadać. Zanim zdążyłem ukuć jakieś sensowne rozwiązanie, Tomasz Kamel powiedział, że słucha sobie jakiegoś holenderskiego radia, w którym leci pozytywna muzyka. Śpiewają tam “chodź baby, wszystko będzie dobrze”.

Pomyślicie “ale miałkie”. Ja też tak pomyślałem, ale Tomek nie mówił tego prezentując bezkrytyczne uwielbienie do tego radia, czy też do tego sposobu na utrzymanie pozytywnego nastroju. Z jego wypowiedzi wynikało, że traktował tę czynność instrumentalnie. Wesoła, może trochę płytka muzyka, była narzędziem do wprawiania się w dobry nastrój. 

Pomyślałem, że to ma sens, i że wypróbuję to przy jakiejś okazji. Okazja nadarzyła się następnego ranka, w drodze do pracy. Idąc stwierdziłem, że czas zmienić muzykę z moich ulubionych depresyjno – melancholijnych utworów (ostatnio na słuchawkach przeważnie Fismoll – Sznurowadła) i odpalić jakieś “chodź baby, wszystko będzie dobrze”.

Włączyłem sobie Spotify

No i wpisuję “Positive…” – wyszukiwarka dopowiedziała szybko “… vibrations”. Włączyłem playlistę i słucham w nadziei na poprawę nastroju. Pierwszy numer był mocno funkową mieszanką czarnego soul’u i całkiem mi przypadł do gustu. Niestety kolejny numer sprawił, że chmury zamieniły się w watę cukrową, a z nosa zaczęła kapać tęcza. Numer pochodził chyba z jakiegoś amerykańskiego serialu dla nastolatek i był tak “słodko – pierdzący”, że nie wytrzymałem i stwierdziłem, że to nie jest droga do poprawy nastroju. Odpaliłem kolejną składankę a… Jednorożce zaczęły spadać z nieba i słodycz musicalu dla amerykańskich nastolatek przelała czarę goryczy. Dałem sobie więc ostatnią szansę i znalazłem kolejną playlistę:

“Positive afirmations”

Pozytywna afirmacja to wywoływanie pozytywnych przekonań na swój temat i zakodowywanie ich w podświadomości. Jak dla mnie to kolejna forma NLP (neuro lingwistyczne programowanie), do którego nie mam zaufania. Ale to nic. Jestem człowiekiem otwartym na zmianę zdania jeśli spotkam się z mocnymi argumentami. Niemniej to co usłyszałem…

Hmmmm pachnie mi sektą… A kto mnie zna, ten wie, że co nieco na ten temat wiem i mogę być przewrażliwiony. Pomyślałem, że zobaczę co to za wynalazek i wcisnąłem “play”.

Usłyszałem spokojny, głęboki głos jakiegoś dżentelmana, mówiącego w języku angielskim.

– you are a wonderful person 

Męski głos powtórzył zdanie 3-krotnie, za każdym razem intonując je w inny sposób. Miałem wrażenie, że próbuje powiedzieć to na różne sposoby z nadzieją, że któryś z nich zadziała.

– you grow younger, healthier, happier and more beautiful  everyday

Serio? Oni tak na poważnie? Chyba tak… Pan jednak miał zestaw chyba 10 – ciu zdań podobnych do tych, które przytoczyłem. Dotyczyły one różnych sfer życia, ale potencjalnie były budujące. Przynajmniej z założenia.

Pomyślałem, że nie przerwę i posłucham do końca – może zrozumiem o co w tym chodzi. Zacząłem myśleć bardzo intensywnie nie o tych słowach, tylko o tym, czym kierował się ich autor. Doszedłem do wniosku, że próbuje on w ten sposób zaspokoić najważniejsze potrzeby człowieka. Chcemy czuć się potrzebni, wystarczający, piękni, skuteczni i w końcu kochani.

Słucham dalej i myślę dalej.

“Przecież takie słowa nie mogą Ci dać poczucia bycia kochanym, musisz przecież coś zrobić…”

I tu się zatrzymałem.

Właśnie, że nie muszę

Odpowiedziałem sobie w duszy. Chociaż ta “pozytywna afirmacja” w wydaniu angielskiego dżentelmena mnie nie przekonała, to była iskrą, która rozpaliła cały misterny proces myślowy. My nie musimy przecież nic robić, żeby być kochanym i potrzebnym. Po prostu na to zasługujemy, tak samo jak zasługują na to nasze dzieci.

Osobiście nie kupuję formy, w jaką Pan ze Spotifaja przekazuje te uczucia, ale może komuś to pomogło. Ja jestem zwolennikiem “weź nie pytaj, weź się przytul”, ale to już historia na inną bajkę.

Okazuje się, że okruchy mądrości są rozsypane nawet w playliście Pana od pozytywnej afirmacji. Czasem idąc po prostu do pracy mijamy ludzi, co te okruchy skrupulatnie z ziemi zbierają. Zadziwiający jest ten świat.

Na koniec, aby dać Wam możliwość twórczej ekspresji zastosuję comment bait w postaci pytania:

Czy w stosowaliście kiedyś pozytywną afirmację? Świadomie, czy nieświadomie. Dajcie znać jakie były tego skutki? Czy to działa? Co w ogóle sądzicie o takim podejściu?

Niniejszym w koment bejcie stała się zadość i mogę Wam życzyć miłego dnia lub jego reszty. Pozdrawiam z Ziemi.

– Erwin

Dodaj komentarz