Każdy z nas ma inne pojęcie tego, czym jest sukces. Jednym kojarzy się z bogactwem materialnym innym z rozwojem osobistym, innym ze spełnieniem duchowym, a jeszcze innym z życiem w zgodzie ze sobą. O jakikolwiek sukces nie chodzi, to nie osiąga się go w jednej chwili i to nas wkurza.
Niedawno swoje 75 urodziny miał Mały Książę. Jeden z wielu powodów, dla których kocham ten utwór literacki to ukazanie prawdy, do której całe życie nie jesteśmy w stanie dojrzeć. Mam na myśli fakt, że tak naprawdę całe życie jesteśmy dziećmi. Uczęszczamy tylko do różnych szkół. Społeczeństwo narzuca nam określoną edukację. Musimy wypełniać role, postępować według różnych zasad, ale tak naprawdę zawsze pozostajemy tymi samymi, niecierpliwymi, naiwnymi i płaczliwymi dzieciakami, które najbardziej pragną miłości.
Niecierpliwość to wybitnie upierdliwa cecha. Być może znacie eksperyment pod tytułem “Marshmallow Challenge” czy “Piankowe wyzwanie”?
Dla tych, co nie znają:
W latach 60 – tych i 70 – tych ubiegłego wieku przeprowadzono serię eksperymentów w USA na Uniwersytecie Stanforda. Badanie polegało na tym, że w pokoju znajdowała się osoba dorosła i dziecko. Dzieciom oferowano smakowitą piankę do zjedzenia i stawiano warunek, że jeśli wytrzyma 15 minut i nie zje pianki, to dostanie 2 pianki w nagrodę. Wtedy osoba dorosła wychodziła, a dziecko musiało zmierzyć się ze swoim układem nerwowym i podjąć decyzję, która w tej chwili była najważniejszą decyzją jego życia.
Zjeść piankę czy poczekać i dostać dwie pianki?
Jak można się domyślać – znaczna część dzieci pożarła pianki, zanim upłynęło 15 minut. Eksperyment jednak się nie kończył. Dzieci, a w zasadzie już osoby dorosłe badano ponownie po latach. Okazało się, że te osoby, które nie zjadły pianki natychmiast, odnosiły w życiu lepsze rezultaty, czyli tzw. “sukces”. Oczywiście te rezultaty były mierzone przy pomocy specjalnych kwestionariuszy, ale to już dyskusja akademicka.
Jeśli macie dzieci w wieku ok. 4 – 5 roku życia (nie więcej niż 6 lat) to sami możecie sprawdzić, w której grupie znajduje się wasze dziecko.
Całe badanie dotyczyło rzadkiej i bardzo trudnej umiejętności, jaką jest odroczona gratyfikacja. Niektórzy z nas są w stanie czekać na nagrodę znacznie dłużej niż inni. Dla tych drugich, czekanie na nagrodę wiąże się z silnym stresem, który wzmaga się wraz z ilością czasu, który upływa, zanim nagroda znajdzie się w ich rękach.
W życiu możemy to zauważyć kiedy rozpoczynamy dietę, podejmujemy się złożonych projektów, zakładamy firmę itp. Kiedy szybko nie widać rezultatów, większość ludzi się poddaje. Szuka kosmicznych wymówek, żeby wytłumaczyć sobie, że “to nie dla mnie”. Przykładowe wymówki:
- ta dieta nie działa
- rząd jest przeciwko nam
- świat się na mnie uwziął itp.
To o czym wspominam, wiąże się także z pojęciem jakim jest “umiejscowienie kontroli” (locus of control), o którym niżej.
Chcesz czuć się dobrze, więc się usprawiedliwiasz
Próbujemy się więc usprawiedliwiać, żeby chronić swoje ego i zachować pozytywny obraz własnej osoby. W innym przypadku będziemy musieli uznać swoje słabości, a to wiąże się z dyskomfortem psychicznym, którego nikt przecież nie lubi, bo to nie jest “fun”.
Z mojego doświadczenia wynika, że umiejętność odroczonej gratyfikacji można w pewnym sensie rozwijać. Jest to trochę taki lifehack, który znamy od lat. Chodzi o wizualizację. Ludzie, którzy, nie mają rozwiniętej odroczonej gratyfikacji, muszą odnosić szybko sukces. Wiemy już, że odnoszenie spektakularnych sukcesów jest niemożliwe. Dlatego warto skupić się na małych sukcesikach. Dla naszego mózgu małe sukcesy są niemal równie smaczne, co te wielkie. Dlatego, co jakiś czas warto wizualizować sobie jak będzie wyglądał efekt naszego projektu. Wyobrażasz sobie, że stoisz w glorii swojego sukcesu. Wtedy przypominasz sobie, po co to robisz.
Oczywiście nie chciałbym wszystkiego zrzucać na karb wizualizacji. Są także inne sposoby.
Zaprojektuj małe sukcesy
Mocno coachingowo zabrzmiało, ale drodzy hejterzy coachingu: sami się kołczujemy każdego dnia – zapraszam do wpisu o upadku coachingu. Projektowanie małych sukcesów wiąże się bardzo mocno z metodą znaną z Japonii – metodą Kaizen. Wspominałem tę technikę w artykule o tym, że przyszłość wybiera się każdego dnia (punkt drugi).
Metoda Kaizen to popularnie nazywana metoda małych kroczków. W kontekście małych sukcesów polega na tym, żeby podzielić sobie złożone i długie projekty na małe etapy, których zakończenie będziemy celebrować.
Wyobraź sobie, że zabierasz się za produkcje ubrań. Chcesz mieć swoją markę, swój sklep. Ustal pierwszy etap na opracowanie koncepcji. Pierwsze zadanie to odpowiedź na pytanie, jakie ubrania będę najpierw sprzedawać. Może to bluzka? Może sukienka czy kurtka? Później pytanie dla kogo ta bluzka będzie przeznaczona? Dokładnie opisujesz grupę odbiorców. Takich pytań można (i warto) postawić więcej przed wypuszczeniem produktu na rynek). Każda odpowiedź to mikro sukces! Każdy mikro sukces to krok bliżej tego dużego zwycięstwa.
W swojej codzienności możesz znaleźć bardzo dużo takich sytuacji, które wymagają od Ciebie bardziej złożonego działania. Nawet wyjazd na urlop możesz podzielić na małe etapy i celebrować każdy mikro sukces. Da Ci to motywację, żeby zorganizować sobie urlop, który będziesz wspominać latami.
Jak celebrować mikro sukcesy?
Możesz się z kimś podzielić. To nie są jakieś puste słowa. Dzielenie szczęścia z innymi pomnaża je. Zadzwonić, pogadać, napisać.
Można oczywiście celebrować za pomocą słodyczy lub lampki wina (czy innego specjału), ale na dłuższą metę to może okazać się niezbyt zdrowe, więc zachęcam do znalezienia jakiejś innej przyjemności. Może to być kolejny rozdział ulubionej książki, dobry film, wyjście do kina, mała kawa z kimś znajomym. Mikro sukces – mikro celebracja.