Kontynuacja mojej historii o samotnie spędzonej nocy w bieszczadzkich lasach. Dokładniej w części słowackiej, rzadko uczęszczanej przez turystów. Link do części pierwszej tutaj: CZĘŚĆ I
Zaczęło się robić ciekawie. Czyżbym miał okazję wyruszyć na przygodę, o której marzyłem?
Razem z koleżanką z fundacji (pozdrawiam Cię Ola) i z organizacją z Ołomuńca, napisaliśmy projekt. Od razu podłapaliśmy, że może to być super przygoda. Komunikacja z ludźmi z Czech była świetna od samego początku. Wszystkie formalności podopinaliśmy w mig i wyruszyliśmy w świat!
Mieliśmy pierwsze spotkanie organizacyjne, na którym wszystkie organizacje mogły się poznać. Byli ludzie z Czech, Słowacji, Węgier i Polski, czyli z Grupy Wyszechradzkiej. Niektórzy mówili po angielsku, inni po słowacku i czesku. Brzmiało to zabawnie i miło.
Dostaliśmy listę sprzętu, który należy ze sobą zabrać. Różne elementy garderoby, która nas ochroni od deszczu, słońca czy chłodu. W nocy w Bieszczadach wcale nie jest tak ciepło. Noże, latarki, prowiant, kuchenki, śpiwory, tarpy i kijki do nordic walkingu. To nie służy tylko do luzackiego spacerowania dla seniorów, ale też pomaga utrzymać równowagę przy stromym podejściu i zarządzać ciężarem, kiedy Twój plecak waży… 20kg.
Zajechaliśmy na miejsce i czas nam było ruszyć. Podobieraliśmy się w pary, ponieważ pod tarpem śpią 2 osoby. Oraz w grupy kuchenne, które wspólnie gotują. Bardzo ciekawa forma integracji. W mojej parze znalazł się Csaba – Węgier, weteran z Afganistanu i socjolog… Niesamowita postać. To facet, który ma zasady, wartości, ale i niezwykle zaraźliwą pogodę ducha i szczerość. Takich ludzi Wam życzę w życiu.
Dni wędrówki mijały. Myliśmy się w górskich strumykach. Spokojnie – robiliśmy to tak, aby nie zanieczyszczać wody detergentami. Gotowaliśmy na swoich kuchenkach i spożywaliśmy wspólnie posiłki patrząc na piękne widoki. Rozmawialiśmy o tym co w życiu ważne i o tym co najważniejsze. W wolnym czasie ktoś strugał sobie figurkę z drewna, ktoś siedział w ciszy i patrzył w góry, inni rozmawiali, jeszcze inni spali jak zabici lub śmieszkowali, bo głupawka zmęczeniowa wybrała ich na swoje ofiary.
Tak było moi mili. To był czas niepowtarzalny.
Nadszedł jednak dzień próby. A właściwie noc.
Obozowaliśmy w jakimś dzikim miejscu pod ścianą gęstego lasu. Dostaliśmy od Joe propozycję.
Kim jest Joe? Joe była instruktorką Wilderness Therapy z United Kingdom.
Kto chce, może pójść dzisiaj w nocy do lasu i samotnie spędzić tam noc. Bez namiotu. Na karimacie, pod gołym niebem (o ile będzie widoczne między drzewami). Omawialiśmy warunki (nie)bezpieczeństwa przez chwilę i zostaliśmy wokół ogniska w zupełnej ciszy. Każdy wewnętrznie rozważał, czy chce to zrobić i dlaczego? Z jakiego powodu? Odbywaliśmy walkę ze swoimi lękami i rozpoznawaliśmy swoje prawdziwe pragnienia.
Po jakimś czasie przyszła terapeutka z Kanady i rozpaliła taką dziwną fajkę, którą każdy mógł sobie wziąć, wykonać jakiś przyjacielski gest i podać dalej. To była ta słynna fajka pokoju. Chyba miała ona na celu bardziej być “fajką spokoju” i nas uspokoić. Trwaliśmy w tej ciszy i tak mieliśmy podjąć decyzję, czy zostajemy, czy idziemy. Każdy indywidualnie. Zasada była taka, że jeśli się decydujesz to idziesz w zupełnie inną część lasu niż pozostali.
Powoli ludzie zaczęli wyruszać do lasu. Bardzo spokojnie. 1 osoba. 2 osoba. 3 i 4. Po chwili zrozumiałem, że to jest moje przeznaczenie i zawsze tego chciałem.
Wstałem i poszedłem w kierunku, w którym nikt jeszcze nie poszedł.
To miało bardzo symboliczne znaczenie. To jest cecha mojej osobowości, która pozwoliła mi w życiu doświadczyć bardzo wiele. Nie zawsze miłych sytuacji, ale zawsze cennych. Czasem wybieram drogę, którą nie każdy chce iść. Czasem wiąże się to z samotnością. Myślę, że takiego osobliwego poczucia samotności doświadcza wielu przedsiębiorców.
Zacząłem mijać ścianę lasu. Grunt robił się coraz bardziej stromy i w pewnym momencie okazało się, że schodzę w dół. Robiło się coraz ciemniej, bo byłem coraz bardziej w głębi lasu, a pora robiła się coraz bardziej późna. Pomyślałem, że jeśli się odpowiednio nie ulokuję, to będę miał problem z orientacją. Będąc zupełnie sam w mrocznym lesie, zaczęły mi przychodzić do głowy różne scenariusze. Atak wilka, dzika, czy niedźwiedzia nie był zupełnie niemożliwe w tamtym miejscu. Przypomniałem sobie, że ludzie kiedy są w panice tracą orientację w terenie. Znalazłem 2 drzewa ułożone w charakterystyczny sposób. Były idealnie równoległe względem siebie i stanowiły prostą linię w kierunku obozowiska. Uznałem, że w razie czego trzeba będzie biec po prostu w tym kierunku.
Robiło się coraz ciemniej, a moje zmysły zaczęły się wyraźnie wyostrzać.
Położyłem sobie karimatę i śpiwór. I tak się położyłem. Robiło się coraz ciemniej, a moje zmysły zaczęły się wyraźnie wyostrzać. Czułem dotyk wiatru bardzo intensywnie, zapach, a przede wszystkim słuch bardzo wezbrał na sile. Słyszałem szelest liści i gałęzi tak selektywnie, że miałem wrażenie, że każdy z tych dźwięków jestem w stanie zlokalizować. Nie wiedzieć kiedy zasnąłem.
Po jakimś czasie obudziłem się. Było zupełnie ciemno. Nie było słychać ptaków. Tylko od czasu do czasu delikatny szum wiatru. Jakby las spał. Nagle usłyszałem trzask łamiącej się gałęzi – jakieś 15 metrów ode mnie. Gałąź nie łamie się ot tak. Serce zaczęło bić szybciej. Oddech wezbrał na sile. Próbowałem dostrzec co się dzieje, ale nie chciałem zapalać latarki, żeby pozostać niezauważony. Zrozumiałem jednak, że jeśli to zwierzę, to doskonale zdaje sobie sprawę z mojej obecności. Postanowiłem więc zapalić latarkę. Oświetlała tylko drzewa, a reszta pozostawała głęboką czernią. Nie dostrzegłem nic. Do dziś nie wiem, co to było. Postanowiłem, że spróbuję zasnąć. Jeśli to było zwierzę, to już wie, że tutaj jestem i nie będzie podchodzić – chyba, że z ciekawości. Nie chciałem dopuszczać do siebie myśli, że to sytuacja niebezpieczna. Zasnąłem.
Gdzieś na wysokości mojej głowy coś szumiało, chrupało, i… przemieszczało się
Obudziłem się jakiś czas później. A dokładniej obudził mnie jakiś szmer dobywający się spod karimaty. Gdzieś na wysokości mojej głowy coś szumiało, chrupało, i… przemieszczało się. Zapaliłem latarkę i odchyliłem karimatę. Okazało się, że pod moją karimatą znajduje się gniazdo ryjówek. Poczułem się wtedy lepiej, bo uświadomiłem sobie, że w tym miejscu życie płynie tak, jak płynęło. Tylko dla mnie jest to nowa sytuacja. Ryjówki sobie żyją jak żyły, bo to jest ich dom. A ja jestem w nim gościem. Po prostu. I ta świadomość zrodziła spokój w moim sercu. Przestałem się martwić i czułem się goszczony w tym lesie, gdzieś w ciemnościach. Już z uśmiechem położyłem się ponownie i spałem już do brzasku.
Obudziłem się razem z ptakami i szarówką. Zebrałem całe oporządzenie i zacząłem iść pod górę, w kierunku obozowiska. Kiedy wyszedłem z lasu dostrzegłem tlące się ognisko i grupkę ludzi stojących na wzgórzu, patrzących w bieszczadzkie doliny nad którymi miało za chwilę wzejść słońce. Po mojej lewej i prawej stronie powoli wyłaniali się kolejni śmiałkowie, którzy spędzili tę noc w lesie.
Wszyscy stanęliśmy na wzgórzu
Wszyscy stanęliśmy na wzgórzu i w ciszy patrzyliśmy na mgliste Bieszczady i różowe słońce wyłaniające się gdzieś na horyzoncie. W sercu pokój, poczucie akceptacji, spełnienia, dumy. Czułem, że zamknąłem pewien rozdział, który otworzyłem wiele lat temu.
Każdy miał coś do przemyślenia, coś do zamknięcia. Jeden z uczestników wyznał swoją smutną wzruszającą historię. Wypłakał tam swój żal, którego nigdy nie mógł w pełni wyrazić. Żal po stracie córki… Wtedy byliśmy tak bardzo ludźmi i tak bardzo umieliśmy okazać mu wsparcie. Nigdy wcześniej ani nigdy później nie przypominam sobie tak silnego i bezpośredniego oddania drugiemu człowiekowi, jak wtedy.
Tej nocy coś się zmieniło.
Poszedłem po złote runo, które w moim przypadku miało wymiar męskiej inicjacji.
Każdy facet ma potrzebę, żeby poznać mentora, przeżyć przygodę i się sprawdzić. Ja to wszystko zrealizowałem. Dziś ze spokojem powracam do tamtych chwil i odnajduję w nich pogodę ducha i radość.
Era Zagubionych Chłopców
Dzisiaj niewielu mężczyzn ma możliwość przeżyć prawdziwą męską inicjację. Kiedyś tę funkcję pełniło wojsko. Oczywiście ten system także był kulawy i wielu ludzi okaleczył, ale wielu ukształtował. Dzisiaj my, mężczyźni szukamy sposobu, aby ją odbyć, ale nie zawsze wiemy jak. Z braku takich możliwości rodzą się zagubieni chłopcy którzy ciągle poszukują siebie i swoich wartości. Nie wiedzą czego chcą, nie potrafią się zdecydować, nie potrafią się w pełni ofiarować. Zmieniają cele, poglądy, kobiety i ciągle poszukują, bo nie mają w pełni ukształtowanej tożsamości.
Zagubieni Chłopcy to także Piotruś Pan. Słynny syndrom Piotrusia Pana dzisiaj ma się wyjątkowo dobrze. Wyjaśnię tylko, że syndrom Piotrusia Pana objawia się tym, że facet wiecznie się bawi. Nie chce dorosnąć, ciągle chce zdobywać powodzenie u kobiet, chcę przejść przez życie na luzie i bez problemów. Nie lubi podejmować trudnych decyzji, raczej kieruje się przyjemnością i wybiera łatwe rozwiązania.
Myślę, że Piotrusiów można spotkać i u 20 latków i 40 latków. Niemniej współczesna cywilizacja wspiera ten styl myślenia. Łatwo, miło, bezboleśnie – bo Ci się należy. Nie musisz na nic zasługiwać ergo nie musisz się starać. Starać o związek, o swoje dzieci, o swoje własne wartości. Ale nie będę Wam tutaj marudził, bo się zrobi posiedzenie smutnych ludzi.
Po co nam ta męska inicjacja?
Według mnie męska inicjacja jest symbolem uformowania męskich wartości. Jest to symbol uzyskania ostatecznego potwierdzenia swojej wartości. Kiedy Twoja wartość zostaje potwierdzona przez Twojego mentora, towarzyszy i przez siebie samego nie masz potrzeby żeby już więcej komuś coś udowadniać. Zamykasz rozdział dzieciństwa i rozpoczynasz własną drogę. Sam dobierasz swoje cele i za nimi podążasz. Tak było dawniej. Ojciec “porywał” syna i zabierał go na przygodę, w trakcie której mógł doświadczyć wyzwania i je pokonać. Zbudować poczucie własnej wartości.
Wiem, że dzisiaj jest modne stwierdzenie, że nikomu niczego nie trzeba udowadniać. Tylko, że jest sztuczne. W naturze chłopca jest potrzeba sprawdzania siebie. Wytłumacz chłopakom z podstawówki na boisku, żeby przestali rywalizować. Rywalizacja, jeśli nie jest wypaczona, to jest czasem potrzebna. Młody chłopak potrzebuje przewodnika.
Dlatego apel do ojców: ojcowie nie bójcie się swoich synów.
Weźcie ich ze sobą na przygodę i pomóżcie im w siebie uwierzyć. Człowiek, który ma poczucie własnej wartości i godności osobistej, umie postępować zgodnie z zasadami. Okazywać szacunek i bronić innych, a nie ich wykorzystywać. Po to warto zadbać o męską inicjację.
Jestem dumny, że moja nosi nazwę “3 Pióra”.
Każde z tych 3 piór ma swój symbol. A jedno z nich jest złamane. Jeśli chcecie znać ich znaczenie, to napiszę o tym w innym artykule.
A co Ty sądzisz o męskiej inicjacji? Jak w dzisiejszych czasach chłopcy mogą stać się mężczyznami?