W latach 90. wcale nie byliśmy szczęśliwsi

“Kiedyś to były czasy…” – wspominamy z nostalgią, kolorowe lata 90. Nie było internetu i smartfonów, a żyło się jakoś lepiej. A czy zastanawialiście się kiedyś, z jakiego powodu lata 90. nam się tak dobrze kojarzą?

Stare, dobre lata 90.  O smaku lodów Bambino i gumy Turbo. Z klaserami wypełnionymi karteczkami z Czarodziejki z Księżyca. Lata z joystickiem z Pegazusa w ręku. Lata ze słuchawkami do walkmana na uszach i wieżą z pierwszej komunii na meblościance. Lata w cieple słońca, z wiatrem we włosach. W ciągłej pogoni za piłką, która niechybnie lądowała u wściekłego sąsiada.

“Turbo Bubble Gum” by Gabriel Tanasa is licensed under CC BY 2.0

Miałem zawsze pozdzierane kolana i łokcie. Miałem ekstremalne wypadki na składaku. Przychodziłem do domu na konsultacje medyczno – psychologiczne, a rodzice odkażali moje obrażenia wodą utlenioną. Ze łzami w oczach, zaciskałem zęby i uczyłem się jak być twardym. Tak sobie teraz siedzę i piję gorące kakao, wspominając te czasy. Budzi się we mnie uczucie tęsknoty, a jednocześnie radości, że mogłem doświadczyć tych wszystkich przygód.

Wiecie co? Nawet włączyłem sobie składankę z lat 90. na Spotify. Wiecie jaka pierwsza piosenka się włączyła?

A co tam! Będziecie cierpieć razem ze mną  – puść sobie ten numer.

“Lata 90.” – na to hasło u każdego w głowie rodzi się milion dwadzieścia pięć skojarzeń. Są to głównie miłe wspomnienia, albo westchnienie – “kiedyś było łatwiej, byliśmy szczęśliwi”.

No i właśnie o tym szczęściu lat minionych chciałbym z Wami porozmawiać.

Z latami 90. kojarzą nam się głównie kultowe przedmioty. To one przywodzą na myśl najkonkretniejsze wspomnienia.

Te przedmioty dzisiaj już nie cieszą jak dawniej

Jakiś czas temu grałem na Pegazusie w “Żółwie Ninja” (moim ulubionym był Donatello, bo miał fioletowy kolor). Zauważyłem, że praktycznie wcale mnie to nie bawiło. Dopiero kiedy grałem z innymi, robiło się ciekawie.

Wyobraź sobie, że masz do wyboru zwykłego loda na patyku i McFlurry z McDondalds. Oczywście McFlurry będą smaczniejsze. Wyobraź sobie, że masz do wyboru oranżadę w białej, szklanej butelce za 40 groszy i doskonałe wino z Toskanii. Wybór jest oczywisty – dzisiaj wybierzesz wino, nie tylko dlatego, że masz skończone 18 lat. Po prostu możesz sobie na to pozwolić.

A jednak to właśnie guma Turbo, oranżada za 40 groszy i ciepłe lody budzą bardzo silne skojarzenia. Nie liczy się ich wartość, ani smak, ale kontekst z jakim są związane. Zazwyczaj tę oranżadkę piło się z kumplami, zagryzając Maczugami, a w “Żółwie Ninja” grało się z bratem. To właśnie fakt, że dzieliliśmy przeżycia z innymi sprawiają, że są takie cenne.

“Teenage Mutant Ninja Turtles 2 NES” by TFC is licensed under CC BY 2.0

Wtedy także te przedmioty nie miały większego znaczenia. To, że dawały nam tyle radości to wynik przeżyć, których doświadczaliśmy kiedy z nich korzystaliśmy.

Zapytacie więc:

Co takiego było w tych dawnych latach co nas tak dzisiaj pociąga?

Czy to tylko zwykła nostalgia za czasem beztroski? Nie musieliśmy być odpowiedzialni, bo wtedy rodzice się wszystkim zajmowali…

Czy rzeczywiście chodzi o brak odpowiedzialności? Nie sądzę. Przecież dzisiaj wciąż dąży się do odpowiedzialności. Ludzie, którzy obejmują kierownicze stanowiska, rodzice, trenerzy – przecież oni są odpowiedzialni za innych. Często nawet dumni. Nie unikamy więc odpowiedzialności. Sami przecież chcecie awansować, robić własne biznesy, rodzić dzieci – godzicie się na coraz większą odpowiedzialność. Nikt was nie zmusza. Więc nie ma co wzdychać za tym brakiem odpowiedzialności z dzieciństwa, bo to tylko złudzenie.

“Mieliśmy się trochę bardziej na wyłączność”

Chyba więc zbliżamy się do warstw najbardziej podskórnych. Tęsknimy za autentyczną bliskością innych ludzi i tą ekskluzywną atmosferą. Mieliśmy się trochę bardziej na wyłączność. Naszych spotkań nie zakłócał co raz pikający telefon, a głos mamy wołającej na obiad nie miał zasięgu GPS. Nasze przeżycia były bardziej nasycone i bardziej kontrastowe – wyraziste.

Nie posiadanie, ale doświadczanie daje szczęście

Jako dzieci nie mieliśmy wiele – kilka groszy na lody, może parę zabawek i rower. Ale każdy dzień był bogaty w nowe doświadczenia. Wszystko było nowe i ekscytujące. Każde wyjście na podwórko było przygodą. Mieliśmy energię, trochę czasu i ochotę do działania. Nie baliśmy się próbować nowych rzeczy.

Z czasem dorastamy i zapominamy o tej dziecięcej ekscytacji, bo społeczeństwo wymaga od nas abyśmy byli tymi smutnymi klonami, odbitymi z szablonu pod nazwą “dorosłość”. W naszej głowie przełącza się prztyczek z “być” na “mieć”. Chcemy mieć mężów i żony, chcemy mieć domy, chcemy mieć auta, masę pieniędzy i świetny zawód. A jak często zadajemy sobie pytanie “kim chcemy być?”.

“Jak będę miała takiego i takiego męża to będę szczęśliwa”, “jak będę miał tę pracę to będę szczęśliwy”, “jak będę miał takie auto to będę szczęśliwy”. Nie chcę tu prowadzić mistycznych rozważań na temat materializmu, ale posiadając rzeczy i ludzi nie będziesz szczęśliwy.

Chodzi o doświadczanie. Patrząc na jakiś okres swojego życia mówimy – “tak wtedy, byłem szczęśliwy”. Maksymalnie uogólniamy ten stan. To dlatego, że nagromadzenie tych szczęśliwych mikro-momentów było wtedy bardzo duże. Pewnie tak narodził się frazes “szczęście trwa tylko kilka chwil”. Może to truizm, ale coś w tym jest. Przecież przez 24/7 nie doświadczasz uczucia szczęścia. Jesteś trochę głodny, trochę zadowolony, trochę się martwisz, trochę czekasz, trochę jesteś zamyślony. A szczęśliwy? Tylko czasem.

W latach 90. nie było żadnej magii, to zasługa dzieciństwa

Lata 90.  to także czas, w którym umieliśmy się bawić. Bez obaw o to, że nie wypada – dzieciom wypada. Ta swoboda sprawiała, że umieliśmy czerpać z tych wesołych chwil pełnymi garściami. Dzisiaj kiedy ktoś się dobrze bawi, a  my tego nie rozumiemy to uważamy go za głupca.

Jeśli przełożymy cechy zachowania dzieci na nasze, współczesne realia, to jestem pewien, że radość lat 90. pojawi się i dzisiaj.

Czego nam więc brakuje?

  • ciekawości świata
  • chęci próbowania nowych rzeczy
  • otwartości
  • ignorowania stereotypów
  • chęci do wspólnej zabawy
  • radości ze wspólnych chwil
  • cieszenia się małymi rzeczami
  • szczerości
  • prostoty w wyrażaniu emocji

To nie jakaś niezwykła magia lat 90-tych, czyniła te czasy niezwykłymi. To kim byliśmy dawało nam możliwość odczuwania szczęścia w jeszcze większej ilości. Wiem, że wydaje się to trudne. Trochę się wstydzimy, trochę boimy się co powiedzą inni, trochę nie wiemy, jak to zrobić. Zauważcie, że każde pokolenie z tą samą nostalgią wspomina swoje dzieciństwo. Później powstają grupy na Facebooku – “Born in 80s”, “70s lovers”, “60s generation” i tak dalej. Czy da się entuzjazm dzieciństwa wzbudzić w sobie i dzisiaj?

A Wam jak się wydaje? Jak odgrzebać tę radość z lat 90-tych?

HAKUNA MATATA!

1 komentarz do “W latach 90. wcale nie byliśmy szczęśliwsi”

Możliwość komentowania została wyłączona.